W czasie całego sezonu wyjazdowego bierzemy udział w przeróżnych zlotach i spotkaniach, wyścigach i zawodach, a także rajdach. Rajdy maja tą przewagę nad pozostałymi imprezami, że spędza się w swoim ulubionym aucie znacznie więcej czasu. I oto chodzi i oto chodzi! Jak wiadomo, nasze Fordy nie służą wyłącznie do przemieszczania się, pokonywania odległości. Są raczej ... hm ... do spędzania z nimi czasu :)
I z tej okazji narodził się pomysł wyjazdu starymi Fordami w góry, czyli Rajd Evil Machines.
III Rajd Sowiecki Evil Machines
W tym roku nastąpiła zmiana kierunku. Udaliśmy się w Góry Sowie. Wyjazd pod kryptonimem "Riese" miał na celu poszukiwanie tajemnic Dolnego Śląska, odwiedzanie starych zamczysk, poniemieckich bunkrów i sztolni!
Akcję rozpoczęliśmy 5 sierpnia 2009 w schronisku "Andrzejówka" w Rybnicy Leśnej http://www.andrzejowka.com.pl/ (796 m n.p.m.) Tam zainstalowaliśmy bezę wypadową. Zalety: okoliczności przyrody i malowniczość, dobra infrastruktura (parking, micha i czeskie piwo z kija). Spanie: w schronisku, w aucie, w namiocie, bez namiotu ... dowolnie. Stamtąd - przy pomocy swoich starych Fordów - atakowaliśmy dowolne cele ... góry, zamki, podziemia, Czechosłowację, czy co tam było w planach.
W akcji udział wzięły załogi:
- Gryziu i Gryziowa - Ford Sierra,
- Treetop i Kochaś - Ford Granada,
- Bobik i Marta - Ford Granada,
- Kuki Vel Krzak i Afro - Ford Taunus,
- Ponurak i Ewelina - Ford Granada,
- Valent i Magda - Ford Granada,
- Nebel i Neblowa - Ford Escort,
- Amator i Gosia - Ford Taunus.
A w planach w tym roku było sporo!
Najpierw zdobyliśmy okoliczną górę Waligórę :) Szczerze mówiąc nie było łatwo jak na początek.
Komisyjne wypicie ukraińskiego „piwa”.
Potem szukaliśmy resztek średniowiecznej warowni ... niestety bezskutecznie.
Chyba nikt się nie zmartwił, bo i tak myślami byliśmy już przy pierwszym z pojedynków w siatkówkę.
W schronisku był bar z zimnymi, czeskimi środkami dopingującymi. Dzięki czemu gra co prawda nabierała tępa, jednak zawodnicy po woli tracili skuteczność ;)
No oczywiście każdy dzień kończył się tradycyjną biesiadą przy grillku. Czasem urozmaicaną pokazami cyrkowymi. Na zdjęciu poniżej kolega Nebel ziejący ogniem ...
- - - -
Pisząc tą relację z pewnej perspektywy czasowej - biorąc pod uwagę intensywność wrażeń - mogę nieco pomieszać kolejność następnych wydarzeń ... Ale jedno jest pewne. Zabraliśmy się za eksploracje niemieckich, podziemnych kompleksów wojskowych z czasów II Wojny Światowej ... Rzeczki, Włodarza i Osówki. Ubrani w kaski łaziliśmy bo dawnych sztolniach i wyrobiskach.
Pływaliśmy przy pomocy sprzętów, podziemnymi kanałami ...
z różnym skutkiem zdobywaliśmy pierwsze umiejętności wspinaczkowe ...
w gumowych gaciach błąkaliśmy się zalanymi, ciemnymi korytarzami w poszukiwaniach różnych rzeczy ...
i wkręcani przez przewodników, przenikaliśmy wszelkie dziury i zapadnie, bunkry i podziemia. Słuchają przedziwnych historii, legend, pogłosek – snuliśmy przypuszczenia, dochodziliśmy do wniosków i każdorazowo zasypywaliśmy przewodników mnóstwem różnej jakości pytań.
Ale Sowiecki Rajd Evill Machines miał też swoje cele naziemne.
Na „pierwszy ogień” poszła Twierdza w Srebrnej Górze. Ciekawie wyglądający pan oprowadził nas po kazamatach. Przy okazji pozbawił słuchu na parę sekund odpalając XIX - wieczną strzelbę.
Jako że jesteśmy w „Łuni Ełuropejskiej”, każdy z naszych Fordków dostał winietkę na drogi czeskie i udaliśmy się całym stadem do Czechosłowacji :) Nauczeni przykładem naszych rodaków, którzy mieli kiedyś kontakt z tamtejszą drogówką, snuliśmy się przepisowo, tempem turystycznym podziwiając krajobrazy. Czescy kierowcy najwyraźniej też mieli kiedyś kontakty ze swoją policją, bo żaden nie próbował nas wyprzedzić :)
A celem naszym – po za oczywiście odwiedzinami w czeskich sklepach ze „zdrową żywnością i napojami” - było Skalne Miasto – Adrszpach ... czyli, skały, skały, skały, doliny i głazy.
Krajobraz a to zadziwiał nas swoim kształtem ...
... innym razem zachwycał formą.
Przy okazji zdobywania wszelkich miejsc i zakamarków, wstąpiliśmy do Zamku Grodno. Bardzo ładny, nie za duży, średniowieczny ... z przepięknym widokiem z wierzy.
Zamek Książ to już taki trochę turystyczny „kotlet schabowy” na naszym szlaku. Będąc na Dolnym Śląsku nie można tam nie być, ale czy się chce tam wrócić, to już kwestia dyskusyjna.
Problem polega na tym, że nas najbardziej interesowało by to ... czego oczywiście nie chciano nam pokazać.
Na zdjęciu poniżej, jest góra na którą także wleźliśmy. A jeśli mam być szczery, to powiem – nie było łatwo!
Ale za to widok ze szczytu zrekompensował nam trudy :)
Wspominając ciekawostki o które zahaczyliśmy, nie można nie wspomnieć o znanej w całej Polsce Kaplicy Czaszek. Bardzo ciekawe miejsce którego wystrój wykonany jest z ludzkich kości. Ale nie mam zdjęć, bo był zakaz fotografowania ... Za to nieopodal tego miejsca, kiedy opychaliśmy się świeżo upieczonym, domowej roboty chlebem ze smalcem z Muzeum Dawnych Zawodów, napotkaliśmy ten oto ciekawy egzemplarz Forda Taunusa ;) ... tys piknie!
Pewnego dnia postanowiliśmy nic nie robić. Oczywiście żeby zrealizować plan nicnierobienia najlepiej było udać się w upalny dzień nad wodę. Jak pomyśleliśmy tak też zrobiliśmy. Plaża kamienista, woda zimna jak cholera, ale komu by to przeszkadzało ...
Zresztą kwestia nicnierobienia, zawsze była dyskusyjna. Dla jej realizacji i tak zawsze trzeba było gdzieś pojechać, wspiąć się, albo chociaż wleźć ...
Bo jak jest Rajd Evill Machines to nie ma to tamto! To najbardziej hardcorowa impreza dla starych Fordów w ciągu roku!
Podsumowując ... przyznam, że nie mogę się oprzeć urokowi niesamowitych zamków, ruin i warowni, których jest po prostu mnóstwo na całym Dolnym Śląsku. Jest to chyba jeden z najbardziej ciekawych i nie wiem czy nie najbardziej tajemniczy rejon Polski. Nasz Dziobak nakręcił w sumie 1935 km z czego ponad połowę po górach i dziurach.
A w którą stronę wyruszy IV Rajd Evill Machines? Tego nie wie nikt ...