Walne zgromadzenie Stowarzyszenia Capri.PL odbywa się co roku. I co roku w Gryźlinach. Przypominam dla porządku i tytułem wprowadzenia, choć przypuszczam, że niewielu jest posiadaczy starych Fordów, którzy nie kojarzą takich haseł jak właśnie „Gryźliny”, „Puchar Capri” czy „Spring Open”.
Z opisem zlotu jest tak, że jeżeli odbywa się on cyklicznie, to w założeniu jego przebieg jest zwykle dość podobny. Ale każdy uczestnik potwierdzi – nie ma nigdy dwóch takich samych imprez!
W tym roku na Gryźliny dotarliśmy nieco wcześniej, dokładnie dzień przed innymi, aby nacieszyć się zlotem trochę dłużej. Na miejscu napotkaliśmy rozłożoną już karawanę Pająków.
Następnego dnia już od rana zaczęły zjeżdżać kolejne ekipy. W szybkim tempie, las pod starym poniemieckim lotniskiem zaczęły zapełniać Granady, Taunusy, Capriki no i wszelkiej maści dupowozy zastępcze (które jak zwykle staram się pomijać we wszelkich fotorelacjach ;).
Część ekipy 3M Underground przybyła na moturach. Tyż piknie!
Na tym zdjęciu, co prawda ich miejsce częściowo zajęli osobnicy z ekipy Evill Machines ... ale maszyny są z Trójmiasta :)
A tu widzimy jak z przyjacielską wizytą odwiedzili ich gryźlińscy bikersi ...
Z ekipą 3M Ford Squad przybył też Szyja, który rozstawił namiot swojej restauracji. Gorący posiłek ważna rzecz, wszak nie samym duchem człowiek żyje. W roli posiłku oczywiście hotdogi, którch tradycję kultywował prze tyle lat na wszelkich imprezach fordowych nasz Palio.
Reklama dźwignią handlu ...
... nie można nie wspomnieć o pokazach lotniczych. Był helikopterek, były samoloty, była bitwa powietrzna. W sumie pas startowy Gryźlińskiego lotniska już dawno przestał nadawać się do jazdy autem.
Oczywiście jednym z ważniejszych punktów programu, jest w każdym roku wyprawa nad jeziorko. I tu pewne były komentarze, że niestety „woda nie była już tak ciepła jak w zeszłym roku”, a „słoneczko nie świeciło jak dwa lata temu”. Co oczywiście nie przeszkadzało nikomu zażywać kąpieli zarówno wodnych jak i słonecznych.
A wieczorem ... no co może być wieczorem, jak nie ognisko? Tak jest. I tu na uwagę zasługuje pewien fakt. Kolega Cinekas przy pomocy swojego wiernego Taunusa TCIII 4d zaopatrzył nas w opał. Wóz okazał się jak najbardziej terenowy i wielofunkcyjny.
A wrażenia artystyczno-duchowe to już domena Gryzia i jego gitary. Nie da się ukryć, że Gryziu powoli, aczkolwiek systematycznie, staje się legendarnym bardem wszelkich wypraw fordowych. Bo czy ognisko bez śpiewania, gitary, starych bluesów, można by było uznać za udane? Większość Fordziarzy, takie ognisko uznałoby wręcz za niebyłe!
Wyjazdów czas ... Fajnie było ale się skończyło.
Pakowanie i tradycyjny podział obowiązków na przykładzie Młodych Wfe :)