Od wielu lat zawsze słyszałem opinie o tym, że Rajd Mogileński to jedno z najciekawszych wydarzeń jakie dzieją się w całym roku. W przekazach ustnych przewijały się wspomnienia dobrej organizacji, niesamowitych plenerów i dróg a przede wszystkim niezwykle sympatycznej atmosfery. No cóż, w tym roku w końcu postanowiliśmy sprawdzić to osobiście ;)
Generalnie w dzień przyjazdu pogoda nas nie rozpieszczała. Padający deszcz i burze piaskowe były normą. Zresztą mocny porywisty wiatr pozostał juz z nami do końca tej wyprawy. Wyjeżdżając ekipą Warszawsko-Płocką na miejscu tworzyliśmy już godną reprezentację Fordziarzy w składzie (wg. foty):
Branek i rodzinka ......... Caprik III
Flondery .................... Caprik III
Mysza ....................... Grandzia MKI
Michalch83 z żoną ....... Caprik I
Diller ......................... Grandzia MKII
Amatory .................... Tauniak I
Podczas rejestracji zostaliśmy obdzieleni dziesiątkami różnych wesołych upominków rajdowych. Przy okazji poznaliśmy El Comendante we własnej osobie. POZDROWIENIA!!!!!! W piątkowy wieczór jeszcze lekka integracja no i do wyrek, bo sobota zapowiadała się dość intensywnie.
Tak się jakoś sprytnie zakręciliśmy, że organizatorzy pozwolili nam Fordom wystartować kolejno jeden po drugim. Co dało nam możliwość przebycia całej trasy w stadzie. Ale od początku podkreślaliśmy, że Fordy zawsze trzymają się razem, więc dużego zdziwka nie było :D
Razem pokonywaliśmy kolejne przeszkody, braliśmy udział w konkursach, razem też się gubiliśmy, a potem razem odnajdowaliśmy. Trasa rajdu malownicza niesłychanie, co staraliśmy się trochę oddać na zdjęciach. Po drodze przystanki w Biskupinie i w Muzeum Kolei Wąskotorowej.
Już tak pod koniec dnia pełnego wrażeń posłuszeństwa odmówiła Klusynka, czyli Grandzia Myszy. Dlatego resztę trasy pokonała na sznurku i tak też dotarła do mety ciągnięta przez Dillera.
Zresztą dzięki uprzejmości Dillera, Mysza jego Granadą przejechał próbę sprawnościową ... a właściwie przeleciał ... uzyskując czas najlepszy z naszych. No cóż, jak to stare przysłowie pszczół mówi „jeździć trza umić”.
Na mecie jak to na mecie ... pogadanki, oglądania, pytania, cmokania, drapanie się po brodzie .... i medaaaale! Każda załoga, której udało się dotrzeć na metę została udekorowana pamiątkowym złotym medalem :D
Wieczorem odbyła się zabawa integracyjna, którą uświetnił „człowiek orkiestra”. Faktem jest, że zdjęcia nie są w stanie w żaden sposób oddać nastroju chwili i dźwięków, które z siebie ów artsta wydobywał. Ale mieściło się to z doskonale w kanonie całego rajdu :) Publiczność szalała!
A niedziela to już dzień pokazów. Na sporym placu zjechali się wszyscy uczestnicy wczorajszego rajdu. Piękna pogoda podkreślała walory pięknych pojazdów. A także przysłaniała brak walorów w pojazdach brzydszych ;) Gdzieniegdzie przemykały załogi w strojach z epoki, przeplatając się z tłumnie zgromadzonymi mieszkańcami Mogilna. Dało się odczuć wyraźnie podniosły nastrój i wyczekiwanie ... na nagrody ;)
Nas już ten element programu tak bardzo nie kręcił, gdyż jak to fordziarze ... uwielbiamy jechać, nieco mniej lubimy stać ;)) Tak więc z czystym sumieniem udaliśmy się w drogę powrotną do domu.
Podsumowanie, które było spisane pośpiesznie, lecz mi się gdzieś zapodziało ...
Nasza ekipa sprawdziła organoleptycznie owe wydarzenie. I przyznać trzeba, że bawiliśmy się świetnie! Wszyscy podkreślali naprawdę fajną organizację, przygotowanie trasy i materiałów. Wróciliśmy z mnóstwem upominków i wesołych wspomnień.
Acha ... podczas dojazdu oraz powrotu do domu radosny nastrój wyprawy udzilił nam się na tyle, że - kilkakrotnie - zwróciła na to uwagę Drogówka. Zostaliśmy wyróżnieni pamiątkowymi blankietami oraz zdobyliśmy po kilka dodatkowych punktów w konkursie! Każdorazowo Policjanci życzyli nam szerokiej drogi i ... uwaga ... "kolejnych sukcesów w rajdach" :)