Zloty i spotkania
text i foty: Amator
Rajd po Ziemi Mińskiej 2011
Co prawda tym okolicom nie są już obce inicjatywy związane ze starymi pojazdami, ale raczej były to motocykle. Tym razem nasz kolega Branek wraz z żoną Kasią postanowili zorganizować imprezę na szerszą skalę. Przy wsparciu i przychylności miasta, w osobie samego Burmistrza, narodził się rajd, który bez wątpienia powinien zagościć na stałe w kalendarzu każdego prawdziwego automobilisty ;)
Pierwsze zloty, spotkania, czy rajdy zawsze łączą się z pewnego rodzaju niepewnością związaną ze spodziewanym poziomem, przygotowaniem i organizacją. Wiadomo, że bywa z tym różnie, a szlifów nabierają dopiero kolejne edycje. Ale tu było zupełnie inaczej. Jednak doświadczenie rajdowe organizatorów sprawiło, że od razu po przyjeździe na start czuliśmy, że zabawa może być niezła.
Właściwie to rajd zaczął się dla nas sporo wcześniej, bo chcąc ominąć korek na dojeździe do Mińska pojechaliśmy na skróty. Droga z każdą chwilą się zwężała, aż jechaliśmy polną ścieżką. Dopiero jak nawigacja Flonderów kazała nam wjechać po schodkach na mostek, zorientowaliśmy się że mają ustawiony w urządzeniu drogę pieszą ;) Było wesoło!
I na początku stratu od razu próby sprawnościowe ;)
Sprawdzian z parkowania ... nie wszyscy zdali ;) Dalej, z itinererem w ręku mknąc ulicami, powoli opuszczaliśmy miasto. Ciekawie poprowadzona trasa dawała sporą radość z jazdy kierowcom. Piloci nie mieli aż tak dużo pracy z rozszyfrowywaniem itinerea, bo zawierał sporo dodatkowych elementów identyfikujących trasę. I uznaliśmy, że to bardzo fajny pomysł dający poczucie pewności, że znajdujemy się na dobrej drodze do mety.
Trasa rajdu oczywiście okraszona była zagadkami, punktami kontrolnymi i dodatkowymi zadaniami. W pewnym momencie zorientowaliśmy się, że to miejsce jest nam dziwnie znajome – chociaż nikt tu na pewno nigdy nie był. I po chwili wszystko było jasne. Znaleźliśmy się na rynku miasteczka, w którym kręcony jest serial „Ranczo”. Mały drewniany kościół sąsiadujący z niebieskim sklepem wymalowanym w gwiazdy Unii Europejskiej, a przed nim sławna ławeczka. A na ławeczce – tym razem nie aktorzy – ale prawdziwi mieszkańcy podtrzymujący tradycję przesiadywania pod sklepem, z butelką „Mamrota”.
Koniec końców dotarliśmy do mety zorganizowanej przy Urzędzie Miejskim. Czekając na podliczanie wyników, mogliśmy podziwiać przybywające kolejno załogi. Długo to nie trwało, bo zaraz pobiegliśmy na pyszną grochóweczkę, która czekała na uczestników w pobliskim parku ;)
Branku i Kasiu dziękuuuujemy za świetną zabawę i do zobaczenia za rok!